Przez ostanie lata prężny rozwój social mediów umożliwił tworzenie każdemu swojej internetowej działalności i kreowanie siebie na nowo, wykreowało się również wielu specjalistów z zakresu dietetyki i treningu. Nie każdy z nich posiada wykształcenie w tym kierunku, a niewielu odbiorców to weryfikuje. Ten temat omówiłam już w tym wpisie: "Kliniczno-sportowy dyletant". Liczy się dobry marketing, duża ilość lajków na fanpage i gra na emocjach. Ale łatwiej się klika w coś szokującego, z perspektywy blogera mam tą świadomość. Tylko kiedy mowa o dietetyce, szokowanie nie powinno być priorytetem. Każdy dietetyk przechodzi swoją drogę, aby dotrzeć do pewnego etapu świadomości - że odpowiedzi są dużo łatwiejsze niż nam się wydaje. Sama zatoczyłam kiedyś duże, żywieniowe koło - prywatnie - aby powrócić do punktu wyjścia, jednak z dużo większą pewnością i spokojem wewnętrznym. W dietetyce mody będą zawsze, należy się z tym pogodzić. Za chwilę ktoś sparafrazuje zalecenia Dukana, następny napisze książkę z zaleceniami jedzenia tylko tłuszczu, ktoś następny powie, że tłuszcz to zło i musisz jeść tylko węgle. Świat nauki się rozwija, ale ostateczne wnioski pozostają wciąż takie same - o ile rotacja makroskładnikami czasem może mieć sens, o tyle w większości przypadków tradycyjnie zbilansowana dieta, zgodnie z oficjalnymi zaleceniami jest odpowiednia. I nie ma cudów, nie ma drogi na około. I węglowodany wcale Cię nie zabiją i nie utrudnią redukcji masy ciała. I gluten nie rozsadzi Cię od środka. Co nie zmienia faktu, że należy obserwować swój organizm. Ja lepiej czuje się na diecie low carb - ale szanuję, że ktoś inny woli dietę opartą o większą ilość węglowodanów. Grunt to nie stać bezmyślnie po jednej stronie barykady - tylko high carb! Tylko ketoza! A może lepiej spróbować poznać argumenty merytoryczne drugiej osoby, lub po prostu spróbować zrozumieć, dlaczego ktoś nie je pszenicy - może tak się lepiej czuje - to jest to ok - każdy ma prawo wyboru, a my nie mamy prawa za wszelką cenę zmuszać kogoś do swojej racji. Jak ktoś nie je twarożku z powodów etycznych - to też jest ok. Tylko po co tworzyć do tego teorie o życzeniowym, magicznym działaniu/szkodliwości danego składnika diety. Może to efekt placebo, a może Twoje geny warunkują to, że gorzej trawisz jakiś składnik, a może po prostu nie masz potrzeby go jeść. To nie jedz. Ale daj żyć innym... :)Jestem świeżo po Konferencji Dietetyki Sportowej 2017, zorganizowanej przez Akademię Dietetyki Sportowej. Świetnie było spotkać w jednym miejscu tylu dietetyków, głównie sportowych, ale nie tylko. Dietetycy - którzy są otwarci na dyskusję. Którzy nie krytykują za inne poglądy, a próbują czerpać z dyskusji jak najwięcej - w końcu dyskusje są najbardziej rozwijające. Którzy podpierają się badaniami, ale weryfikują to z pracą praktyczną z podopiecznym. Którzy od lat podnoszą swoje kwalifikacje, by być na bieżąco - nie ze światem poradników i magii, a nauki i faktów. Dla każdego jest miejsce, każdy ma swój mały kawałek podłogi, swoją specjalizację, swoich podopiecznych. Tu nie ma potrzeby walki, udowadniania sobie tego, kto jest lepszy, kto głośniej krzyknie, kto bardziej zszokuje.No bo - co to znaczy lepszy?Czy ilość lajków na Facebook'u i dobry marketing jest jednoznaczne z tym, jak dany człowiek pracuje z pacjentem w gabinecie?Czy dietetyk, który ma 50 podopiecznych, będzie w stanie każdemu poświęcić odpowiednio dużo uwagi?Zostawiam te pytania bez odpowiedzi, każdy może na swój sposób to przemyśleć :)A ja tym czasem dziękuję wszystkim, z którymi miałam okazję się spotkać na Konferencji Dietetyki Sportowej! Słuchając prelegentów i dyskutując w kuluarach z uczestnikami-dietetykami, utwierdziło mnie to w przekonaniu, że mamy silną scenę dietetyki w Polsce, a przy okazji ludzi, którzy rozumieją, że GRAMY DO JEDNEJ BRAMKI! :)
Część prelegentów i dietetyków, których z pewnością znacie z internetowych działalności :) A tych co zabrakło, serdecznie pozdrawiamy!
Na koniec chciałam jeszcze pogratulować świetnie zorganizowanego wydarzenia dla całej Akademii Dietetyki Sportowej. Zadbali o każdy, najmniejszy szczegół. Nawet taki szczegół, jak erytrytol i ksylitol do kawy czy jako poczęstunek migdały, morele niesiarkowane (!) czy orzechy włoskie. :) A poza tym, co w zasadzie najważniejsze, bardzo dobry dobór prelegentów i tematów. Ach, no i częste przerwy kawowe - bo w końcu to, co najbardziej stymuluje na konferencjach, to rozmowy w kuluarach :)
Naładowana pozytywną energią,
Daria :)